Każdy, kto choć trochę zna się na modzie wie, że zapomniane style i koncepcje odradzają się w nowych, dopasowanych do obecnych czasów kształtach. Mobile World Congress trwający aktualnie w Barcelonie przypomina, że z technologicznego punktu widzenia ta zasada ma podobne zastosowanie.
Jeszcze dwadzieścia lat temu celem ludzkości była miniaturyzacja wszystkiego, co wydawało się zbyt duże – telefonów, telewizorów czy komputerów. Innym znakiem tamtych czasów były tak zwane multitoole, czyli urządzenia wielofunkcyjne – umożliwiały odtwarzanie muzyki, plików wideo czy obrazów. Rzecz jednak w tym, że żadna z tych funkcjonalności nie była dopracowana na tyle, na ile zasługiwała. Konsument, chcąc nie chcąc, znalazł się w patowej sytuacji – kupując urządzenia dedykowane konkretnym funkcjom miał wrażenie, że przepłaca, natomiast kiedy decydował się na multitoola przeszkadzała mu kiepska jakość. Producenci postanowili zatem, że solidarnie odchodzą od prac nad urządzeniami wielofunkcyjnymi i postawili na elektronikę dedykowaną. Tym sposobem olbrzymią popularność zyskały chociażby odtwarzacze mp3.
Nic nie trwa jednak wiecznie, zatem obecnie jesteśmy świadkami całkowitego odwrócenia tej tendencji. Co prawda telefony rosną nam w dłoniach niemal z dnia na dzień, jednak możliwości ich podzespołów są mieszczone w coraz mniejszych rozmiarach. Te same telefony stały się przyczynkiem powrotu wielofunkcyjnej mody – obecnie smartfony już w wersji podstawowej są odtwarzaczami muzyki i filmów, nadajnikiem GPS, przeglądarką internetową itd. W zasadzie tylko od wyobraźni ich posiadaczy zależy, czym będą jeszcze. Niedawno wspominano, że konsumenci oczekują, by obiektywy aparatów fotograficznych montowanych w telefonach były równie wydajna, jak te znane z lustrzanek. Zapamiętajmy te postulaty, by móc je obiektywnie ocenić na przykład za 5 lat. Choć na dzień dzisiejszy wydaje się to niemożliwe, to być może już niedługo staniemy się świadkami śmierci klasycznych cyfrówek i lustrzanek.
Tłok w sektorze IT powoduje, że konsument może wybrać urządzenie, które najlepiej odpowiada jego potrzebom. I tym sposobem w ostatnich dniach zapowiedziano premierę 8 calowego urządzenia z ekranem dotykowym, które oferuje również funkcję wykonywania połączeń telefonicznych, ale telefonem, czy nawet smartfonem, nie jest. Na potrzeby promocji i rozmów o tym sprzęcie uknuto wiele mówiącą nazwę phablet. Wcześniej premierę hybrydy Helix zapowiedziało Lenovo – będzie to jeden z najwydajniejszych na rynku tabletów oraz niezłe urządzenie do pracy. Wczoraj natomiast kolejny projekt ujrzał światło dzienne za sprawą Asusa. Oni pokazali światu PadFone Infinity, czyli znane i niegdyś lubiane 2 w 1 – tablet i telefon. Dlaczego jednak nie jest to phablet? Dlatego, że PadFone to tak naprawdę dwa urządzenia – 10 calowy ekran, który jednocześnie jest stacją dokującą i 5 calowy smartfon, który jest centrum działań całości.
Asus pokłada w Infinity olbrzymie nadzieje – osobiście jednak nie podejmę się wyrokowania, czy słusznie. Trzeba mieć bowiem na uwadze, że nie jest to typowe 2 w 1; procesor zamknięty w obudowie smartfona jest tylko jeden – aczkolwiek niezły: czterordzeniowy SnapDragon 600 1,7 GHz – zatem większy ekran działa tylko wtedy, gdy smartfon go zasila. Dodatkowo dostajemy do wykorzystania 2 GB pamięci RAM i 32 lub 64 GB pamięci użytkowej, oraz w sumie trzy kamery: dwie (13 Mpix i 2 Mpix) w smartfonie i jedną (1 Mpix) w stacji dokującej. Obrazy na ekranach obu urządzeń będą wyświetlane w rozdzielczości 1080p.
Od sukcesu Infinity zależy, czy PadFony będą kolejnym segmentem rynku, czy urządzeniem, o którym za dziesięć lat powiemy jako o nieudanej próbie powrotu do minionych pragnień i dawnych ideałów.
Tagi: asus, PadFone Infinity
Dodaj komentarz